
Kilka dni temu, podążając za warciańskimi kleniami, przypadkiem spotykam drugiego spinningistę. Gadka się klei, od tematu do tematu, zaczynamy rozmawiać o feederze:
-To nie dla mnie. Banał, debilizm. O samym siedzeniu na czterech literach nie wspomnę, ale gdzie w tym sztuka? Tutaj, o -spójrz sam - ręcznie robiona wędka na zamówienie, no i woblery ciosane przez Janka spod Torunia. Wiesz jak to chodzi?? Tu trzeba przyłożyć rękę, żeby coś złowić. No ale dziś widzisz - no akurat nie biorą. A feeder mówię - badziewie i zabawa dla jakichś dziadków. (słowa przytoczone dosłownie, zapomniałem wyłączyć GoPro).
"Ręcznie robiony" spinningista wraca właśnie do domu, ja natomiast - dopiero zaczynam. Schodząc w dół rzeki napotykam właśnie, na jednego z tych "dziadków". Gość koło 30-tki, siedzi przy feederku, gapi się w szczytówkę. W trakcie naszej krótkiej rozmowy ma 3 brania, wyciąga dwa klenie w przedziale 35-40cm. Aż chce mi się cofnąć i przytargać na miejsce Pana Spinningistę. Ale po co? Może przypadkiem przeczyta po prostu ten artykuł.
O feederze napisano już chyba wszystko. Dziwne, zważywszy,że wcale nie jest to najpopularniejsza metoda łowienia w Polsce. Są jeszcze przecież: spinning, spławik... Nawet wędkarze karpiowi mogą w rezultacie stanowić większą rzeszę, niż wielbiciele koszyka zanętowego. W czym tkwi więc magia tej techniki? Jasne - w uniwersalności, w banalnej wręcz prostocie. Jeśli właśnie mi przytaknęliście to znaczy, że mimo godzin spędzonych na czytaniu artykułów, mimo tygodni czy miesięcy spędzonych nad wodą, o feederze wiecie niewiele.
Feeder - nie taki uniwersalny
Nie, nie i jeszcze raz nie - w mojej opinii feeder z pewnością nie jest uniwersalny. Uniwersalna to może być gałąź, jeśli żyjemy z dala od cywilizacji, a z wody równie dobrze co rybę, możemy wyciągnąć krokodyla. Jeśli decydujemy się na łowienie feederem i rzeczywiście jest to nasz sposób na rybę, musimy liczyć się z dostosowaniem jego długości i ciężaru wyrzutowego do warunków łowienia. Duża rzeka - ciężki feeder, mała rzeka - ultralekki (bądź picker). Tym sposobem wielu z nas, wyda kupę pieniędzy na różne kije, oferujące różne możliwości. I bardzo dobrze.
Fenomen feedera
Pamiętam jeszcze czasy, gdy razem z dziadkiem jeździliśmy na brzany w okolice Piły, na rzekę Gwdę. Ależ to były brzany! Pokolenie młodziaków z pewnością takich ryb nie pamięta. Brzaniska jak się patrzy - gięły wędkę w pół, a do podbieraka trzeba je było dosłownie upychać. Wtedy feeder nie był u nas popularny. Nie wiem nawet, czy tego typu wędki w ogóle były na polskim rynku. Ale spokojnie - dziadek i tak miał na brzany swój sposób. Gruntówki - jak to nazywał - czyli grubye teleskopy Daiwy, przypominające dzisiejsze teleskopowe karpiówki - mocne, toporne i wyjątkowo brzydkie. A jednak, łowił na te wędki niesamowite brzany aż do czasu, gdy nie postanowił zamienić ich na feedery. Potem na haku meldowały się same średniaki, a duże brzany zniknęły z Gwdy. To dopiero fenomen! (czyt. zjawisko). Prawdopodobnie przypadek, ale czy na pewno?
Prostota obsługi
Wydawać by się mogło, że stworzenie zestawu feederowego to błahostka - ot wędka, kołowrotek, żyłka i nawleczony na nią koszyk. Nie każda wędka sprawdzi się jednak w danych okolicznościach. Na małe rzeczki, lepiej zabierać kije krótkie (3,30-3,60m), którymi łatwiej manewrujemy chociażby przy słabych okolicznościach rzutowych. Na duże rzeki i odsłonięte brzegi, lepiej dla odmiany wybierać kije dłuższe, które pozwalają manewrować podczas odjazdów i lepiej trzymają rybę na dużych odległościach. Ciężar wyrzutowy - zależny od rzeki, koszyka, gatunku ryby. Sam koszyk z kolei - od rzeki, gatunku ryby, rodzaju zanęty. Zanęta - od uciągu, gatunku ryby, pory roku... i tak dalej, i tak dalej. Feeder, jak sami widzicie, to gigantyczna sieć powiązań, którą ciężko zauważyć i jeszcze ciężej rozwikłać. To niezliczona ilość składowych, które jedynie odpowiednio ułożone w całość, stają się szansą na odniesienie sukcesu.
Najważniejszy jest... kołowrotek?
Dobra, z tą wędką ciut przesadzam - sam swego czasu, gdy nie miałem jeszcze dwóch zestawów pod feeder, na małe rzeczki wybierałem się z wędką o wyrzucie 50-150g. Ryby jakoś się łowiło, brania było widać tak samo dobrze, i tylko radość z holu była wątpliwa - przy niewielkim uciągu wody nawet 2-kilogramowe leszcze szły do brzegu jak po maśle. O czym jednak nie wspomniałem do tej pory, to że marząc o dobrym zestawie pod feeder powinniśmy odpuścić sobie kołowrotki z niskim przełożeniem i/lub z głęboką szpulą.
A wszystko tak naprawdę kręci się wokół tego, że feeder (czy to rzeczny, czy na jeziorze) nie jest metodą prostą, nudną i na pewno nie polega na "siedzeniu na czterech literach". Nurt skutecznie wymywa zanętę z kosza, zestaw trzeba co chwilę przerzucić, brań jest sporo - co wymaga ciągłego sprawdzania, czy przynęta znajduje się na haku... Stąd właśnie istotna teza o kołowrotku - im szybciej zwiniemy zestaw, tym więcej czasu mamy na łowienie. Hol ryby przy dużym przełożeniu, nawet w wartkim nurcie przebiega szybko i bezproblemowo. No i jeszcze kwestia miejsca - mając kołowrotek z płytką szpulą, możemy łowić w miejscach naprawdę trudnych bez obaw o to, że podczas zwijania nurt zniesie nasz zestaw w jakiś, mniejszy lub większy, zaczep.
Wartość pieniądza
Oczywiście nie twierdzę, że dobry zestaw to zestaw super-drogi. Niemniej, marząc o przyjemnym i skutecznym łowieniu na rzeczny feeder, musimy wyposażyć się w (co najmniej) dwie wędki i dwa kołowrotki. W tym momencie, przy obecnych cenach najtańszych feederów, właśnie wydaliśmy naprawdę duże pieniądze. Nie wspomnę o tym, jakie wydatki czekają nas jeszcze, gdy zdecydujemy się na stosowanie różnych wędek, na różnych rzekach.
Pocieszenie jest jednak proste - nikt nie każe nam przecież kupować Shimanowskiego Aero za 700 złotych. Kołowrotek pod feeder kupimy i za stówkę. Podobnie z wędką - na początek przygody nie musi to być przecież Windcast za 300 złotych. Ale nawet jeśli zdecydujemy się na zakup najtańszych wędek czy kołowrotków, i tak mówimy tutaj o horrendalnych wręcz pieniądzach. I może właśnie to jest powodem, dla którego feeder jest mniej popularny niż spławik, czy chociażby spinning?
Skuteczność ponad wszystko
Osobiście kocham łowić na praktycznie wszystkie metody w tym również na feeder. Z nim przesiaduję, zwłaszcza na malutkich ciekach wodnych, w których klenie trzeba podchodzić na totalnym bezdechu, choć czasem skoczę poszukać leszczy na warciańskich dołkach. I jakoś tak widząc siebie samego nad brzegami tych rzek, nie dostrzegam zasiedzianego "dziadka" a człowieka, który znalazł swój sposób. A może to tylko usprawiedliwienie i feeder jest rzeczywiście nudny?
Niemniej, każdemu go polecam. I każdego na feeder namawiam. Uwierzcie mi - ta metoda niczym nie odbiega od innych. Jest tak samo trudna, skomplikowana i wymaga tyle samo lub nawet więcej czasu, na jej właściwe opanowanie. I tak, wiem, nie dostarcza tyle satysfakcji co spinning, w którym musimy się za rybą nachodzić, narzucać, naprowadzić i namodlić. Lecz pod względem skuteczności, nikt chyba nie odmówi feederowi bycia królem każdej nizinnej rzeki.
Autor: Paweł Karwowski
Źródło: https://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,rzeczny-lider-czyli-feeder,87906