Jak nikt inny są przygotowani na kwarantannę. Latami zdobywali doświadczenie i gromadzili zapasy. Dziś zainteresowanie ich umiejętnościami jest ogromne - preppersi to ludzie, których nie zaskoczy nawet kataklizm. W czasach koronawirusa ich wiedza może się przydać bardziej niż kiedykolwiek. Ze Sławomirem Niznerem, prezesem Preppers Poland, rozmawiał reporter "Czarno na Białym" Jacek Smaruj.
Sławomir Nizner: To ludzie przygotowani na sytuacje kryzysowe. Od katastrof czy konfliktów zbrojnych, po takie bardziej przyziemne, jak utrata pracy, wypadek, choroba czy pożar domu. Staramy się być przygotowani na różne czarne scenariusze.
Tacy życiowi pesymiści, czy realiści?
W życiu podejście mam optymistyczne. Ale wyznaję zasadę - "jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny".
To jak to się u pana zaczęło? Miał pan taką kryzysową sytuację?
U mnie wynikało to z zainteresowań. Jak byłem dzieckiem, uwielbiałem książki przygodowe i bardzo interesował mnie survival. Z czasem, jak ludzie dorastają, to zapominają o swoich marzeniach, a ja je rozwijałem. W końcu dotarłem do czegoś takiego jak prepping. Twa to już osiem lat.
Jak długo pan i pana partnerka jesteście w stanie przeżyć bez wychodzenia z domu? Na ile wystarczy wam zapasów jedzenia?
Tak na spokojnie - cztery miesiące. Nie liczę, ile zgromadziłem zapasów, ale to są weki, konserwy, przetwory, makarony, ryże, fasola. Wszystko, co jest suche i może bardzo długo poleżeć. Ja jestem tak przygotowany, że mam też miejsca ewakuacyjne, do których mogę uciec i tam też mam przygotowane zapasy.
Miejsca ewakuacyjne? Gdzie?
To zachowam dla siebie. Ale jeśli dowiem się, że moje miejsce zamieszkania nie jest bezpieczne, to gdzieś muszę się podziać. Powiem tyle, że to miejsce nie może być zbyt blisko domu. Powinno znajdować się w odległości do osiemdziesięciu kilometrów, tak żebym mógł tam dotrzeć samochodem, ewentualnie, żeby dojazd rowerem był możliwy. To może być coś w stylu domku letniskowego, niektórzy nawet na terenie ogródków działkowych robią takie miejsce ewakuacyjne. Mam znajomych, którzy znaleźli bunkier poniemiecki i tam mają swoje miejsce ewakuacyjne.
Co w takim miejscu się trzyma?
Jedzenie, papier toaletowy, środki czystości i podstawowe narzędzia. Ale warto mieć tam oprócz zapasów - ogródek, sadzonki, drzewka owocowe. Wiadomo, że tam nie zgromadzimy tak dużych zapasów, jak w domu, ale w takim miejscu jestem w stanie przetrwać dowolnie długo. Mam przecież uprawy, rzekę z rybami i mam czym polować.
To musi pan mieć bardzo dużo zapasów. Jak długo je pan zbierał?
Ale to nie jest tak, że moje zapasy są na apokalipsę. Mam spiżarkę, korzystam z tych produktów i uzupełniam je na bieżąco. Ja kupuję rzeczy, które lubię i kupuję je w większych ilościach. Produkty, które mają zaraz się zepsuć, zużywam w pierwszej kolejności i uzupełniam zapasy. To nie jest tak, że one są w jakimś sejfie pod ziemią. One są normalnie w użytku. Ale faktycznie wszystkiego mam więcej.
Rozumiem, że nie jeździ pan zbyt często do sklepu?
Przed epidemią jeździłem raz w tygodniu i robiłem większe zakupy. Ja kupuję inaczej. Ja biorę tyle produktów co "normalni" ludzie na tydzień - plus coś więcej. Na przykład, jak nie mam w planach jeść konserwy, to ją biorę i ona trafia do zapasów. Tak uzupełniam spiżarnię, bo tam to wszystko trzymam.
A teraz wychodzi pan z domu?
Zdarza się, ale ja mieszkam na wsi. Wychodzę do lasu z psami. Nie mam potrzeby, żeby wychodzić do ludzi - mam zapasy. A nawet gdybym chciał wyjść, to mogę się zabezpieczyć. Mam odzież ochronną, maski. Nawet jak wyjdę, to nikt mnie nie zarazi ani ja go nie zarażę.
To jest pan przygotowany na to, co się teraz dzieje bardziej niż większość z nas i pewnie teraz wielu pyta pana – co robić?
O, wielu! Odkąd w Europie pojawił się koronawirus, na moim profilu przybyło mi trzy tysiące osób. Bardzo dużo pojawiło się takich preppersów "last minute". Ostatnio - nawet w formie takiego żartu - zrobiłem konkurs na nazwę dla tych ludzi, których koronawirus uczynił preppersami. To było po to, żeby zwrócić uwagę na to, że jest nowy gatunek preppersów. Ja nazywam ich "korona-preppersami". Są przecież ludzie, którzy robią większe zakupy, ale stoją w kolejce z kimś, kto być może zaraża.
No, ale jeść trzeba. To chyba naturalne, że w obliczu zagrożenia ludzie chcą się jakoś zabezpieczyć?
Teraz jest za późno na przygotowania! Teraz trzeba się izolować od innych ludzi. Wirus już jest. Teraz nie można iść do sklepu i stać w kolejce. Mieliście na to całe życie, teraz jest za późno. Teraz moją radą jest unikanie ludzi, izolacja. Ja nie podpiszę się pod słowami "róbcie teraz zakupy". Jeszcze dwa tygodnie temu tak, ale dziś - zostańcie w domach.
Żadnej rady last minute?
Ludzie najczęściej zadają mi pytanie, jak zrobić żel antybakteryjny. Wszystkie składniki można kupić przez internet.
Do przygotowania 10 litrów żelu potrzebne jest czyste wiadro (plastikowe lub ze stali nierdzewnej o pojemności powyżej 10 litrów, aby swobodnie mieszać półprodukty), zakręcane butelki na gotowy produkt, jakaś łopatka lub chochla do mieszania i lejek.
A teraz czas na przepis: Etanol 96%: 8333 ml / lub alkohol izopropylowy 99,8%: 7515 ml; Nadtlenek wodoru 3%: 417 ml (czyli woda utleniona) Glicerol 98%: 145 ml (czyli gliceryna) przegotowana zimna woda.
Produkty mieszamy w dobrze wentylowanym miejscu, z dala od ognia. Nie zaleca się robić większych ilości na raz. Najpierw mieszamy alkohol i wodę utlenioną, uzupełniamy do 10 litrów zimną przegotowaną wodą, a następnie dodajemy glicerol i ponownie mieszamy. Gotowy produkt rozlewamy do szczelnych buteleczek i zostawiamy na 72 godziny, aby dobrze się przegryzło i wyeliminowało ewentualne drobnoustroje. Otrzymany żel można używać do dezynfekcji rąk, klamek, kierownicy, deski sedesowej, pilotów, telefonów i wszystkiego co budzi wasze podejrzenia.
To dziś bezcenna rada, ale wrócę do pytania o zapas jedzenia. Teoretycznie każdy z nas w każdej chwili może trafić na kwarantannę. Jak, tak na wszelki wypadek, zabezpieczyć się na te 14 dni izolacji? Co kupić?
Ja bym kierował się indywidualnymi smakami i gustami kulinarnymi. Zróbcie listę produktów i kupcie w większych ilościach to, co lubicie. Ważne, żeby były to produkty, które się szybko nie psują. Nie kupujcie rzeczy na jeden obiad, tylko rozpiszcie to sobie i kupcie na miesiąc. Wyrzućcie z zamrażarki wszystko, czego nie zjecie i w to miejsce kupcie produkty, które można zamrozić.
Niektórzy pomyślą, że rozmawiamy tak, jakby koniec świata się zbliżał?
Koniec świata spotyka wiele osób dziennie. Globalnie to świat już się zmienił i nie będzie identyczny niż wcześniej. Nie doszukujmy się nieznanego. Róbmy wszyscy, co do nas należy. Siedźmy w domach.
Ile jest w Polsce takich osób, jak pan?
Takich, co tworzą to środowisko i propagują prepping, jest kilkudziesięciu. A co do preppersów - to jedna z podstawowych zasad, to zasada "szarego człowieka", czyli nie wyróżnianie się z tłumu. Trzeba być takim preppersem, żeby nikt o tym nie wiedział. Nikt ich nigdy nie policzył, bo oni się do tego nie przyznają. Ja oczywiście musiałem złamać tę zasadę, żeby zachęcać ludzi do przygotowań.
tvn24.pl