
Źródło grafiki własne - zrzut ekranu z gry
Monster Harvest swoją fabułę rozpoczyna w taki sam sposób jak wiele innych symulatorów farmy: wcielamy się w rolę młodego chłopaka lub dziewczyny, którzy otrzymują do zagospodarowania farmę od jednego z członków rodziny. W tym przypadku jest to wujek, szalony naukowiec, który odkrył nowe, nieznane dotąd zastosowanie dla slime (pl. śluz), a miasteczko w pobliżu którego znajduje się farma niespodziewanie zaczęło tętnić życiem jak nigdy dotąd. Wujek (który nie jest bezimienny, dumnie nosząc tytuł profesora Spark) prosi nas abyśmy zajęli się farmą i dowiedzieli się czym lokalna firma – SlimeCo. – aktualnie się zajmuje. I właściwie tutaj fabuła się kończy. 95% treści fabularnej gry jest zawarte na jej początku, reszta to pojedyncze linie dialogowe z NPC, które można policzyć na palcach jednej ręki
Naszym głównym zajęciem w Monster Harvest jest prowadzenie gospodarstwa. Na starcie mamy do dyspozycji motykę do uprawy ziemi, konewkę do podlewania, siekierę do ścinania drzew i kilof do rozbijania kamieni. Nasiona roślin można zakupić w sklepie lub znaleźć w lochach. Poszczególne nasiona można zasiać tylko w konkretnych porach roku, a czas wzrostu zajmuje kilka dni. Plony mają kilka różnych zastosowań: można je sprzedać, zjeść aby zregenerować staminę – wskaźnik zmęczenia, połączyć w rośliny hybrydowe lub (po ulepszeniu naszego domu) ugotować.
Wszystkie te elementy to podstawowe cechy każdego symulatora farmy i wydawać by się mogło, że ciężko coś tutaj popsuć. A jednak Maple Powered Games niejako zabiło tą elementarną część rozgrywki, wyzbywając się mechanizmu czasu. Gra nie posiada wewnętrznego zegara, przez co dzień kończy się kiedy my tego chcemy. De facto, przy odpowiedniej ilości warzyw i mikstur regenerujących staminę, dni mogą trwać w nieskończoność.
Tym co – jak sama nazwa gry wskazuje – jest dosłowna uprawa potworków. Czerpiąc garściami z serii Pokemon i Stardew Valley, unikalną cechą wyróżniającą Monster Harvest od innych gier jej gatunku jest możliwość łączenia roślin ze slime, tworząc Planimalsy (Plant + Animal), stworków które możemy rozwijać i wystawiać do walk. Jednak system walki jest niesamowicie ubogi. Nasi pupile mają do dyspozycji zaledwie trzy predefiniowane ataki, a rozwój podopiecznych pozwala jedynie na odblokowanie tych ataków zamiast nauczenia ich nowych. Całkowitym przeciwieństwem do serii Pokemon jest brak możliwości zmiany aktualnie walczącego stworka. Walczą one aż do śmierci, a gdy ta nastąpi, ich zwłok możemy użyć jako… nawozu aby nasze przyszłe Planimalsy były silniejsze.
Dość brutalne rozwiązanie, zwłaszcza że brakuje też opcji ucieczki z walki, leczenia w trakcie walki jak i po niej.
Symulatory farmy to gatunek w którym nie powinniśmy oczekiwać ilości tekstu, dialogów i fabuły na poziomie RPGów. O ile w innych grach podobnych Monster Harvest aspekt fabularny istnieje w relatywnie ograniczonej formie, o tyle w MH po prostu nie istnieje. Po przejściu przez wstępne cutscenki, jedyne co nam zostaje to dialogi z NPC, które nie zmieniają się, niezależnie od okoliczności, postępu w grze czy ofiarowanych prezentów. Nie jest nawet jasnym czy mechanika dawania prezentów (która obecna w grach takich jak Stardew Valley czy Harvest Moon wpływa na naszą relacje z NPC oraz dalszy przebieg rozgrywki) ma jakiekolwiek znaczenie, gdyż Monster Harvest nie posiada pobocznych questów, a sami mieszkańcy pobliskiego miasteczka nie dają żadnych prezentów w zamian.
Jeżeli uda nam się popchnąć kalendarz (gdyż wewnętrzny kalendarz w grze istnieje, nie istnieje za to wewnętrzny zegar mierzący czas dobowy) na tyle aby dojść do kolejnej pory roku, możemy się spodziewać festiwalu, który wbrew nazwie sugerującej celebracje i ekscytacje, nie oferuje nic poza nowymi nasionami do kupienia i nową linijką dialogu tu i ówdzie.
Jakby tego było mało, sama ekonomia gry jest zaburzona gdyż kruszce wartościowych metali i kamienie szlachetne znalezione w lochach są mniej wartościowe niż hybrydy roślin. Nawet jeżeli odejmiemy od kosztów sprzedaży koszty produkcji, nadal o wiele bardziej opłaca nam się siedzieć na farmie i pielić grządki niż wyruszyć na eksplorację.
Oprawa wizualna Monster Harvest budzi mieszane uczucia. Z jednej strony jest pełna kolorów i uroku, swoją tradycją nawiązując do 16bitowych gier, ukazując jak dobry może być współczesny pixel art. Delikatnie pochylony kąt widzenia oraz cienie sprawiają wrażenie trójwymiarowości w dwuwymiarowym świecie.
Z drugiej strony modele postaci i Planimalsów wydają się być gładkie, płaskie i nijakie. Tak jakby 8btowe postaci zostały na siłę wciągnięte do 16bitowego świata.
Jedyny mocny aspekt którym Maple Powered Games może bronić się w oczach krytyków to ścieżka dźwiękowa, która idealnie pasuje do symulatora farmy.
Jak na grę, której premierę przekładano dwukrotnie i która garściami czerpie rozwiązania – ba, używa tego faktu jako sloganu reklamowego – Pokemon i Stardew Valley Monster Harvest jest po prostu kiepskie. System walki ma się nijak do prekursora, a brak odgórnie narzuconego limitu czasu skutecznie odbiera graczowi motywację i zaburza tempo rozgrywki. I nawet gdyby kardynalne błędy w mechanice gry zostały naprawione, Monster Harvest tak naprawdę nie oferuje nic co by mogło zatrzymać na dłużej przy ekranie, sprawia wrażenie gry niedokończonej, która nie powinna opuścić wersji Alpha.
Recenzowana Gra - https://store.steampowered.com/app/1363350/Monster_Harvest/